piątek, 19 lipca 2024

Melvin

UWAGA! SPOILERY! 


Melvin
Wiek
29
Miasto
Fuchsia City
Region
Kanto
Relacje
Darla (asystentka)
Zawód
Iluzjonista
Status
Nie żyje
DebiutRozdział 4: Melvin


 


sobota, 13 lipca 2024

Lostelle

UWAGA! SPOILERY! 


Lostelle
Wiek
6 (+)
Miasto
Floe Island
Region
Kanto
Relacje
matka
Zawód
Przedszkolak
Status
Nie żyje
DebiutRozdział 3: Terri


piątek, 12 lipca 2024

Rozdział 4: Melvin

I

miasteczko Lavender, rok 1985 

- To będzie fantastyczne miejsce - ogłosił żarliwie zaraz po wejściu do budynku.

Darla nie podzielała entuzjazmu szefa. Z większą rezerwą przekroczyła próg, ostrożnie przyglądając się pustemu wnętrzu. 

- I co myślisz? 

- Remont cię pożre - stwierdziła. 

Melvin odstawił swoją walizkę na bok i szerzej rozwarł drzwi wejściowe wpuszczając możliwie jak najwięcej światła do wnętrza. To nieśmiało obmiotło pokój starannie omijając kąty. Drewniana podłoga wyglądała na spróchniałą. Z sufitu schodziła długa, biała pajęczyna stykająca się ze zniszczonym żyrandolem leżącym na środku pomieszczenia. 

- Pieniądze z polisy ubezpieczeniowej pokryją początkowe wydatki, a potem wystartujemy z przedstawieniami i jakoś to będzie... 

Kobieta przeszła obok żyrandolu stając przy oknie, z którego miała widok na cmentarzyk. 

- Jakoś to będzie? - powtórzyła. - Jakoś to będzie? Słyszałeś tych ludzi z miasta? Oni boją się tej wieży, chuj wie czemu, ale nikt tu nie przyjdzie na pokaz. 

Magik nie słuchał. W cmentarnej wieży zakochał się, gdy przed laty po raz pierwszy przyjechał z cyrkiem na występy do Lavender. Koszmarna iglica, zapomniane groby i ponura aura oplatająca teren kapliczki nadawały magicznej atmosfery doskonale rozbrzmiewającej z pokazami iluzji. 

W miejscu, w którym teraz stali miała powstać szatnia, zaś po lewej kasa biletowa. Dalej przegrodzi pomieszczenie na pół, a za ścianą stanie minibar, z którego goście będą bezpośrednio przechodzili na salę widowiskową. Już słyszał gromkie brawa i zachwyty. Górne piętra przerobią na pokoje dla gości przybywających na jego występy z całego regionu. 

- A co jeśli to wszystko nie wypali? 

- Wypali - uciął krótko. - Ludzie lubią się bać. W każdy piątek będziemy urządzali seanse spirytystyczne. Najwyżej... - zawahał się. - Najwyżej weźmiesz jakąś pożyczkę. 

- Oszalałeś? 

- Bank nie da mi więcej pieniędzy. 

- To twój interes bez dna - nastroszyła się. - Chcesz, toń w długach, ale ja do tego dokładać nie będę! 

- W takim razie... - zastanowił się, a Darla miała wrażenie, że szef po raz pierwszy trzeźwieje ze swojego optymizmu i dochodzi do niego możliwość porażki. - Najwyżej znowu przytrafi mi się jakiś przykry wypadek. 

- Zdajesz sobie sprawę, że wykiwanie ubezpieczyciela na dwadzieścia tysięcy drugi raz nie przejdzie? - spytała, szukając papierosów w torebce. 

- Nie popełnię przestępstwa. 

- W takim razie skończ krakać - poprosił. - To miejsce stanie się świadkiem mojego sukcesu. 

 

II

 

Pierwszy i jedyny motel w Lavender miał powstać dopiero za kilka lat, a więc pomysł z otwarciem stancji z pokojami gościnnymi wbrew pozorom nie był zły. Nawiedzona wieża mogła wszakże zyskać renomę upiornego wieżowca z Lumiose, do którego zarządca sprzedawał bilety wstępu.

Problem polegał na tym, że Melvin nie potrafił utrzymać przy sobie szczęścia. Każdy jego pomysł podszyty pozornym optymizmem utwierdzał go w przekonaniu, iż jest życiowym nieudacznikiem. To powtarzali mu rodzice, nauczyciele, koledzy z pracy, a potem widzowie. On jednak brnął dalej, bo jak twierdził kochał występy przed publicznością. Ta jednak w najmniejszym stopniu nie odwdzięczała jego uczuć. Program z Exeggcute wywoływał zażenowanie, które coraz mocniej odczuwała sama Darla. Jak idiotka stawała przy nim na scenie i spoglądała na nieudolne sztuczki. Sytuacja obróciła się na ich korzyść po tym jak podłożyli ogień pod namiot cyrkowy, a potem bez słowa zgarnęli pieniądze z polisy i uciekli. 

- Należało podzielić forsę i rozejść się - mówiła potem niezadowolona, ale Melvin czuł, że zły los w końcu się odwróci. 

Darla przeszła do salonu i usiadła na niewielkiej sofie między stołem, a kanapą, z której spoglądała na plecy Melvina. Mężczyzna od dłuższej chwili usiłował wykonać poprawnie trik z kartami, ale każdorazowo talia rozsypywała się na podłogę. 

- Jak już prezentujesz jakąś sztuczkę - zaczęła zniechęcona - powinieneś być odwrócony do widowni. 

- Tu nie ma widowni.

- A ja? - Ty jesteś moją asystentką - odparł, tasując talię. - Zresztą to tylko próba. 

Darla machnęła ręką. 

- A, prawie zapomniałem! - zerwał się z miejsca rzucając karty na podłogę. - Mam dla ciebie prezent - dodał, sięgając po szarą torbę spod stołu. 

Kobieta ostrożnie zajrzała do torby. Z nieskrywaną niechęcią wyciągnęła ze środka dużych rozmiarów lalkę. 

- Co to jest?

- Pamiętasz jak wspominałem o seansach? To będzie nasze medium! 

- Myślałam, że ty będziesz medium. 

- Chodzi o przedmiot, który opęta duch - powiedział, wyrywając asystentce z rąk lalkę. 

- Co ty wiesz o opętaniach? 

- Obmyślam sztuczkę. Musimy to zrobić tak, aby ludzie ci uwierzyli. 

- Mi? 

- Ja będę iluzjonistą, a występy cudownej madame Darli przypadną tobie w udziale. Przez tę lalkę będziesz kontaktowała się ze zmarłymi. 

- Oszalałeś do reszty. 

- Słuchaj - westchnął, pakując lalkę z powrotem do torby - na piętrze mam więcej zabawek, jeśli ta lalka ci nie odpowiada, ale moim zdaniem jest doskonała. 

- A moim upiorna.

- Czyli jednak podoba ci się? 

Kobieta pokręciła głową. 

- Po co więcej zabawek? 

- No na te seanse. Będziemy wywoływać za ich pomocą duchy , ale nie bój się, tchórzu, wszystko będzie udawane. 

  

III

 

miasteczko Lavender, 1997

Po powrocie z nocnej zmiany Abe Sivonen zastał w domu roztrzęsioną żonę. Rachela mówiła wiele o starej kobiecie, nawiedzonej wieży i o tym, że lalka Sabriny jest przeklęta, a za dowód podała upiorną piosenkę nuconą przez dziewczynkę. Następnie zaparła się, iż nie spędzi kolejnej jednej nocy w Lavender i jako, że są już spakowani muszą wyjechać w trybie natychmiastowym. Monolog zwieńczyła płaczem. 

Abe jako człowiek rozsądny, ale i kochający żonę nad życie westchnął ciężko, a następnie ponownie wysłuchał opowieści w bardziej uporządkowanej, chociaż nadal nie pozbawionej chaosu, formie. Koniec końców musiał rzucić banalnym stwierdzeniem: 

- To był tylko zły sen. Nie przejmuj się tym. 

- Za kogo mnie masz? - buchnęła gniewem. - To nie jest sen tylko realny koszmar! 

Abe nie dyskutował. O wyprowadzce po niecałym tygodniu nie mogło być mowy. Przyjął na siebie nowe obowiązki, z których Sliph rozliczała go okrutnie i bezosobowo, a jakieś lęki nie mogły stanowić podstawy o rozwiązanie umowy. Grzecznie wycofał się z rozmowy. Rachela w końcu uspokoi się i sama zrozumie. 

Sabrina słowa matki potwierdziła w jakiejś części. Mówiła o tym zwyczajnie, bez strachu i obawy, zaś nocną marę określiła jako zły sen uspokajając tym samym ojca. Wtedy Rachela dostrzegła to pierwszy raz. Sabrina była inna. Nie potrafiła określić na czym miała polegać różnica, ale takowa z pewnością nastąpiła zeszłej nocy. 

- Mamie coś się uroiło - powiedziała z rozbawieniem dziewczynka. - Prawda, Sabrino? - zwróciła się do lalki. - Mama nie zachowuje się jak mama. 

Wtedy w Racheli coś pękło, coś co narastało w niej od chwili przyjazdu do Lavender i w końcu musiało wybuchnąć z pełną siłą. Wyrwała lalkę z rąk córki i cisnęła nią o ziemię. Następnie złapała dziewczynkę za bluzkę i szarpnęła. 

- Za kogo się uważasz?! 

Abe zareagował natychmiastowo. Nie było w nim więcej delikatności i spokoju. Zdecydowanym ruchem odciągnął żonę od dziecka. Wrzasnął na kobietę, a ta rozpłakała się i wybiegła z domu. 

- Nic ci nie jest, kochanie? - zwrócił się do Sabriny. 

Ta nie odpowiedziała od razu. Ze spokojem podniosła lalkę z podłogi, pogładziła jej długie włosy i dopiero wtedy odpowiedziała: 

- Nie... Nic nam nie jest. 

 

IV

 

Wszystko to upadło jak tania makieta udająca rzeczywistość. Czy całe jej życie właśnie tak wyglądało? Teraz zaczynała rozumieć swój strach przed okropną wieżycą w centrum Lavender. Była jak lustrzane odbicie obnażające okrutną prawdę. Abe jej nie wierzył, Sabrina była okrutnym monstrum, a ona przypominała własną matkę. Całe życie uciekała w obawie przed spojrzeniem w lustro. 

W jednej chwili zapragnęła spotkać chociaż jedną życzliwą osobę. Drzwi niewielkiego pensjonatu otworzył pan Fuji. Od razu poinformował o nieobecności oficer Marble i jej towarzysza, po czym zaprosił Rachelę na kawę. 

- Wyszli chwilę temu - powiedział, stawiając przed gościem filiżankę. 

- Zakładam, że wrócą za jakąś godzinę. 

- Naprawdę poszli do tej paskudnej wieży? - nie mogła uwierzyć. - Po co?

- Szukają kogoś. Nie mogę zdradzać szczegółów - odparł ostrożnie i szybko zmienił temat. - Pani chyba niedawno się wprowadziła, co? 

Wilbur miał spokojny głos. Koił ją pytaniami o prozaiczne rzeczy przez co niemal zupełnie zapomniała w jakim celu przybyła do motelu. Zdecydowała, że zadzwoni do domu; przeprosi, a potem wróci. Zdziwiła się tylko, że Abe jej nie szukał. Czego oczekiwała? Miał nagle zostawić Sabrinę po tym histerycznym ataku i rozpocząć poszukiwania, najlepiej z policją, bo wyszła z domu godzinę temu? 

- W małżeństwie zdarzają się lepsze i gorsze chwile - powiedział pan Fuji zupełnie, jakby odczytał myśli z jej twarzy. 

Kobieta przypomniała sobie rodziców i ich nieustanną walkę. Odegnała złe myśli. Wdzięczna hotelarzowi za jego dobre serce postanowiła za interesować się jego osobą. 

- To pańska córeczka? - spytała, spoglądając na zdjęcie Wilbura z małą dziewczynką. 

Fuji spojrzał na stolik z fotografiami. Kiedyś zapełniało go znacznie więcej ramek ze zdjęciami. Sam zastanawiał się, dlaczego większość z nich poupychał do szafy. 

- Tak. To jest Amber. 

- Ile ma lat? Chyba jest w wieku mojej Sabriny - dostrzegła. 

- Gdyby żyła w lipcu skończyłaby czternaście - odpowiedział po namyśle. 

- Przepraszam - wymamrotała bezmyślnie. - Nie wiedziałam i... 

- Niepotrzebnie. Minęło już wiele lat - westchnął melancholijnie. 

Zapadła cisza. Rachela nie wiedziała jak dalej poprowadzić rozmowę. Chciała zapytać o śmierć Amber, ale zawahała się. Uratowało ją wejście Jenny i Seymoura. 

- Potrzebna pomoc! - zaalarmował młodzieniec. 

Jenny opierała się na ramieniu chłopaka stawiając niepewnie krok za krokiem. W głowie cały czas słyszała napastliwy głos staruchy podszeptującej melodyjnie imię Lostelle. 

- Co jej się stało? - spytała Rachela pomagając usadowić policjantkę na fotelu w salonie. 

- Zasłabła... chyba. 

- Chyba? 

- Uparła się, żeby wejść do tej wieży. 

- Sama? - zdenerwował się Fuji. - Nie mógł pan towarzyszyć kobiecie? 

Seymour poczuł jak czerwienieje ze wstydu, ale mimo tego postanowił kontynuować relację: 

- Długo nie wracała i... w końcu wszedłem poszukać jej. Opierała się o ścianę i majaczyła. 

- Ona nie przestaje śpiewać - wymamrotała Jenny. - Zagłuszcie jej głos! - zawołała rozpaczliwie. - Ten refren ma przywołać córki Lavender!

- Trzeba wezwać lekarza - zaopiniował Seymour. 

Pan Fuji sprzątnął ze stołu filiżanki po kawie. Należało przynieść szkło na mocniejszy napój. Po szklaneczce whisky Jenny odzyskała częściowo siły. Piosenka usłyszana we wieży zaczęła stopniowo cichnąć, aż wreszcie został po niej wyłącznie ból głowy. Debata nad stanem policjantki, poszukiwaniami Terri i nadprzyrodzoną siłą rzucającą cień na nowo przybyłych do Lavender przeniosła się z sofy w salonie do stołu kuchennego. 

- Córki Lavender - westchnął filozoficznie Wilbur. - Myślałem, że już nigdy więcej nie usłyszę tego określenia - upewniwszy się, że wszystkie szklanki są napełnione rozpoczął swój wywód: 

- To określenie wiąże się z najmroczniejszą legendą miasteczka sięgającą jego początków. Pierwsi osadnicy przybyli tutaj około XII wieku. Założyli Lavender i pewnie wtedy wybudowali wieżę jako symbol pomyślności. 

- Ehe, ładny mi symbol pomyślności - wtrącił kąśliwie Seymour. 

- To nie tak - zaznaczył ostrożnie Wilbur postanawiając zdradzić swoje historyczne zamiłowania. - Z początku było to dobre miejsce. Wszystko zmieniło się w 1662 roku. 

- Początek wojny o Kalos, prawda? 

Przytaknął. 

- Lavender musiało ponieść ciężką stratę oddając śmierci wielu swoich synów. Młodzi chłopcy zostali rzuceni w wir wojny, z której nieliczni powrócili. Wśród nich był ukochany Gwendolyn. 

Seymoura coś tknęło. Otworzył usta, a następnie szybko je zamknął nie chcąc przerywać. Jenny odnotowała jego ruch. Fuji kontynuował opowieść: 

- Po jego powrocie z wojny mieli wziąć ślub. Gwendolyn codziennie szła na skarpę, z której obserwowała morze w nadziei, że dostrzeże powracający z wojny statek. Miały dni, a statek nie wracał. 

- Zginął - dopowiedział Seymour. 

- To był jeden z najkrwawszych konfliktów w historii. 

Wilbur pokręcił głową.

- Nie zginął. Potem dziewczyna miała dowiedzieć się, że jej ukochany zamieszkał w Fuchsia. Założył rodzinę i żył szczęśliwie. Sytuacja była o tyle tragiczna, że Gwendolyn nosiła jego dziecko. 

- Bydlak - rzuciła oschle Rachela. 

- Wyobraźcie sobie sytuację tej dziewczyny - poprosił. - Mamy małą, religijną społezność i dziewczynę bez rodziny, z nieślubnym dzieckiem. 

- Załamała się - powiedziała cicho Jenny. - O tym była ta piosenka. 

- Gwendolyn w szale przeklęła miasteczko, a potem odebrała życie sobie i nowo narodzonej córce wieszając się na wieży - zakończył opowieść. - Mówi się, że duch Gwendolyn przemierza ulice w poszukiwaniu córek Lavender. 

- Czy to nie jest przypadkiem historia o Panieńskiej Skarpie? - wtrąciła Rachela. 

- Ma pani rację. Mieszkańcy starali się odciąć od Gwendolyn i opowiadając jej historię przenosili miejsce makabrycznego incydentu kilka kilometrów dalej. Jak widzicie... ten zabieg nie zdał się na wiele, bo nad Lavender zwisa klątwa śmierci. 

- Pan usiłuje nam wmówić, że wieżą władają jakieś nadprzyrodzone... paranormalne zjawiska? - podsumował Seymour. - Wiara w zabobony w XX wieku jest nie do przyjęcia. 

- Nic nie usiłuję wam wmówić. Chciałem tylko odnieść się do słów oficer Marble - zaznaczył. 

- A wierzy pan w duchy? - zainteresowała się Rachela. 

- Wierzę w istnienie sił obcych i nadnaturalnych, które czasem - podkreślił ostatnie słowo - mogą próbować nas skrzywdzić. Nie chcę demonizować, bo jeśli istnieją moce złe to z pewnością, gdzieś tam są też dobre, usiłujące nam pomóc. 

Jenny odruchowo złapała Seymoura za nadgarstek. 

- Słyszałeś wcześniej o Gwendolyn? 

- Nie, ale tam przed wieżą widziałem jej grób. 

- Otóż to - odezwał się Fuji. - Ona była ostatnią osobą pochowaną obok kaplicy. Po jej pogrzebie ludzie zaczęli odczuwać paniczny lęk przed tym miejscem. 

Z poranka zrobiło się południe, a zaś wieczór. Jenny odprowadziła Rachelę do drzwi. 

- Na pewno nie chcesz, żebyśmy poszli z tobą? 

- Nie - pokręciła głową. - Trafię sama... - przedłużała pożegnanie. - Myślisz, że ta historia o wieży jest prawdziwa? 

- Nie wiem. Przekonamy się. Cześć - odparła, zamykając za kobietą furtkę. 

Wróciła do motelu. Na progu czekał na nią Seymour. 

- Zadzwonię do pana Hamma i przekażę mu nasze ustalenia. 

- Nie - usłyszał sprzeciw. - Jutro z samego rana wrócę do wieży i odszukam Terri. 

- Pójdziemy razem.

Gdy "Hotel na Lawendowym Wzgórzu" zasnął Jenny była gotowa do drogi. Nie miała zamiaru czekać do rana. Poczuła zło gnieżdżące się w starych murach i nie chciała, aby ktokolwiek musiał czuć ten sam strach, który opętał ją przy poprzedniej wizycie. Dlatego zrobi to, czego nie potrafiła wcześniej: uratuje zaginioną dziewczynę. 

- Nie opuszczę cię. 

 

V

 

miasteczko Lavender, rok 1986 

Nie było odwrotu. Każdy kolejny krok musiał prowadzić ją w głąb ciemnej paszczy roztwartej przez demoniczną wieżę. Czy znalazła się w piekle? O pleciona mrokiem przystanęła na pierwszym stopniu prowadzącym do pomieszczeń na piętrze. 

- Melvin... - wyszeptała. 

Nikt nie odpowiedział. 

- Melvin... - tym razem szept był głośniejszy. 

Postawiła nogę na drugim schodku, który wydał z siebie przeraźliwy jęk. Wejście na górę groziło zawaleniem. Remont został przerwany pół roku temu po tym jak robotnicy uskarżający się na dziecięcy płacz w końcu uciekli. Darla zebrała odwagę i ruszyła po schodach. Wspinała się zdecydowanie, kurczowo trzymając poręcz. Na pierwszym piętrze doszły ją odgłosy skrobania. Nie chciała dłużej przebywać w tym samym pomieszczeniu, co istota wydająca te dźwięki. Pośpiesznie wbiegła na wyższe piętro. Światło nie docierało tutaj, a więc musiała poruszać się po omacku, łapiąc za ściany i zahaczając o meble. 

Przystanęła na chwilę przy łóżku nasłuchując szeptów dobywających się z zakamarków. Szef siedział przy okrągłym stoliku pod ścianą. 

- Melvin? Co ty tu robisz?

- Siadaj. Spóźniłaś się. 

Kobieta posłusznie zajęła miejsce obok niego. 

- Zaczynajmy seans. 

- Melvin - wyszeptała z troską. - Ja myślę, że obudziliśmy coś strasznego. 

- O czym ty mówisz? Weź się w garść zaraz przyjdą ludzie na wielkie otwarcie. 

- Melvin, o jakim otwarciu mówisz? - jej głos drżał. 

Ludzie w miasteczku plotkowali o szaleństwie, które dotknęło jej przyjaciela. Co wieczór wchodził do cmentarnej wieży przyjmując w gości - na zmianę - młodą dziewczynę lub starą kobietę. Pośród zniszczonych ścian, gnijącej podłogi i rozbitego żyrandolu dostrzegał piękne kolory, muzykę i głośne brawa. Sukces o jakim zawsze marzył stał się ułudną rzeczywistością pogrążonego w szaleństwie człowieka. 

- Czy jest z nami Gwendolyn? - zaczął, stukając talerzykiem w blat. 

- Jestem, kochanie. 

Darla chciała wstać, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Pomieszczenie wypełnił obrzydliwy odór śmierci. Tuż naprzeciw niej siedziała stara kobieta. Jej małe oczy przeszywały Darlę na wylot. 

- Dlaczego... płaczesz... dziecię... moje? 

Po policzku dziewczyny popłynęła pojedyncza łza. Ze strachu nie była w stanie wykonać ruchu. Wrzasnęła, ale jej głos okazał się bezdźwięczny i pusty. 

Nazajutrz rano po magiku i jego asystentce nie było śladu. Ludzie szeptali o klątwie wieży i diabelskich obrzędach odbywających się we wnętrzu kaplicy. Nikt jednak nie miał ochoty sprawdzać ile prawdy było w tych pogłoskach. Za dnia pięciu najodważniejszych mężczyzn weszło do wieży. Pośpiesznie przeszukali kąty i zakamarki, ale na drugie piętro postanowili nie zapuszczać się. 

Jakiś czas później ktoś podobno widział Melvina i Darlę na wyspie Cinnabar, gdzie dopracowywali nowy program. Następne lata wieża w Lavender była zamknięta, tak samo jak pokój, w którym kiedyś Sabrina odnajdzie lalkę Darli.

wtorek, 9 lipca 2024

Terri

UWAGA! SPOILERY! 


Terri
Wiek
18
Miasto
Saffron City
Region
Kanto
Relacje
Richard (dziadek)
Kyle (chłopak)
Zawód
Uczennica
Status
Żyje
DebiutRozdział 3: Terri

 

Historia

Po ukończeniu szkoły wybiera się z chłopakiem na biwak w okolice Lavender Town. Para melduje się w motelu Pana Fuji'ego, a potem idzie zwiedzać wieżę cmentarną, gdzie zostają zaatakowanikprzez Istotę. Terri udaje się ukryć na piętrze budynku. 

poniedziałek, 8 lipca 2024

Abe

UWAGA! SPOILERY! 

Abe Sivoen
Wiek
41
Miasto
Lavender Town
Region
Kanto
Relacje
Rachel (żona)
Sabrina (córka)
Zawód
Technik Sliph
Status
Żyje
DebiutRozdział 1: Jenny

 

Historia

Pochodzi z Saffron City. Pracuje w korporacji Sliph. Po awansie ma otworzyc oddział firmy w Lavender Town, do którego sprowadza się z żoną i córką.

czwartek, 4 lipca 2024

Sabrina

UWAGA! SPOILERY! 

Sabrina
Wiek
5
Miasto
Lavender Town
Region
Kanto
Relacje
Rachel (matka)
Abe (ojciec)
Sabrina (lalka)
Zawód
Przedszkolak
Liderka (epilog)
Status
Żyje
DebiutRozdział 1: Jenny

 

Historia

Córka Abe'a i Rachel. Jej rodzina przeprowadza się z Saffron City do Lavender Town, do dawnego domu Melvina. Na strychu odnajduje lalkę należącą do magika. Zdolności telekinetyczne, które posiada Sabrina sprawiają, że staje się celem ataków Gwendolyn.

Seymour

UWAGA! SPOILERY! 

Seymour
Wiek
26
Miasto
Pewter City
Region
Kanto
Relacje
Jenny (przyjaciółka)
Richard (pracodawca)
Zawód
Naukowiec
Status
Żyje
DebiutRozdział 2: Sabrina

 

Historia

Pracownik firny Sliph. Zostaje wyznaczony przez Richarda Hamma do pomocy w poszukiwaniach jego wnuczki. Przybywa do Lavender Town i wspólnie z Jenny ustala, że Terri i Kyle wybrali się do wieży. Przed budynkiem dostrzega nagrobek Gwendolynn.

Chronologia wydarzeń

Chronologia
Rok Wydarzenie
1662
Wybuch wojny w Kalos.
1662
Gwendolyn rzuca klątwę na Lavender Town
1985Melvin i Darla wynajmują wieżę w Lavender Town.
1986Po seansie spirytystycznym Darla i Marvin znikają bez śladu.
1996
Oficer Jenny prowadzi poszukiwania Lostelle z Wysp Sevii.
1996
Akcja poszukiwawcza kończy się znalezieniem zwłok dziecka.
1996
Trener Red wchodzi do wieży w Lavender, gdzie zostaje zamordowany przez potwora.
1997
Terri i Kyle wyruszają na wycieczkę do Lavender, skąd nie wracają.
1997
Abe i Rachel z córką wprowadzają się do Lavender. Sabrina znajduje lalkę.
1997
Oficer Jenny i Seymour rozpoczynają poszukiwania Terri i Kyle'a. 


Rozdział 3: Terri

I

Nad lawendowymi wzgórzami unosił się słodko-mdły zapach kwiatów. W ciszy przypominającej mowę nagrobków dało się usłyszeć pojedyncze głosy. Szeptały coś pomiędzy sobą, ale milkły zawsze wtedy, gdy do miasta zbliżał się jakiś podróżny. Przypominały wścibskie sąsiadki bezczelnie obgadujące wszystkich dookoła i nabierające wody w usta wraz z pojawieniem się na horyzoncie przedmiotu plotek. 

Nazwa wzgórz jak i miasteczka wzięła się od otaczających je zewsząd kwiatów. Rozkwitały na wiosnę i barwiły okolicę na intensywny, fioletowy kolor. Do samego miasteczka można było dotrzeć od wsch odu z Saffron, przez góry wyruszając z Vermilion, lub drogą morską. Jednak w rzeczywistości przez większą część roku, trasy do Lavender były niedostępne. Jakieś dwa lata temu w Kamiennym Tunelu doszło do nieszczęśliwego wypadku - zginął młody chłopak – osunął się kawałek skały i zmiażdżył mu głowę. Wtedy jakiś biurokrata wydał zakaz wstępu do jaskiń (jakby miało to zwrócić życie tamtemu dziecku) i z czystym sumieniem przeszedł do innych, urzędniczych obowiązków. Droga numer osiem z Saffron do Fuchsia była niemal nieprzejezdna, a na pieszą wycieczkę mało kto sobie pozwalał. Szkoda, że tym razem biurokraci nie pomyśleli o jakiejś renowacji. Do Fuchsia jak i Saffron prowadziły inne drogi, a kto by się przejmował Lavender? Pozostawała jeszcze przeprawa przez wod ę. Niestety miasto nie posiadało portu, a więc jedynym sposobem dopłynięcia do jego brzegu był pokemon, ale tylko wtedy, gdy nie było burz, czyli w okresie wiosennym. Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat pogoda w Kanto bardzo się zmieniła, utrudniając t ym samym życie wielu trenerom. Pogoda nie sprzyjała podróżom na pokemonach, a miejsca takie jak Lavender odczuwały to najmocniej. Miasteczko nie miało areny lidera, a więc i powodu, aby było odwiedzane przez trenerów. Jedynymi przybyszami byli ludzie, którzy nie mieli wyboru; odwiedzali krewnych lub stary cmentarz znajdujący się na wzgórzu. 

Będąc szóstą godzinę w trasie czuła jak biała bluzka przesiąknięta potem klei się do pleców. Autobus zatrzymał się na ostatnim przystanku, z którego zawracał z powrotem do centrum miasta. Tu wysiedli. Tuż przed nimi znajdowała się droga prowadząca do Lavender. Chociaż słowo droga wydawało się Terri niewłaściwym określeniem. Kończył się chodnik, a zaczynała zaniedbana ścieżka pełna kałuż, wyboi i chwastów wychodzących z pobocza. 

- Moja babka mawiała, że opuszczając Lavender niewolno spoglądać za siebie. 

- Twoja rodzina pochodzi z tych okolic, prawda? Masz tu jakichś krewnych? 

Kyle wzruszył ramionami. 

- Niby tak, ale nie utrzymujemy z nimi kontaktu. 

- Dlaczego? 

- Babcia w młodości była niezłą żyletą - stwierdził: - podobno ukradła chłopaka siostrze. Pogniewały się o to na śmierć i życie. 

- To okrutne - stwierdziła Terri, a potem oboje się zaśmiali. 

O Lavender pierwszy raz usłyszała na lekcji historii. W okresie wojen o Kalos miasteczko posiadało port służący do przepraw międzyregionalnych. Po wojnie Lavender nie potrafiło odżyć i pozostało jedynie wspomnieniem dobrze prosperującego miasta portowego. Pod krótką notatką w podręczniku szkolnym umieszczono ilustrację miasteczka przedstawiającą widziane z oddali brzydkie, spadziste dachy domów tonące we mgle. Nawet fotografia zdawała się zniechęcać do wizyty tam, bo co lepszego może czekać podróżnych poza brzydkimi, spadzistymi dachami? Wtedy obiecała sobie wbrew wszystkiemu zawędrować do Lavender i na przekór całemu światu oświadczyć, że jej się tam podoba. Chociaż Terri często zapominała o obietnicy złożonej miasteczku to w końcu zawsze powracała do niego myślami. 

W zeszłym roku, dla przykładu, poznała bajkę o pięknej księżniczce, która z tęsknoty za ukochanym skoczyła ze skarpy w pobliżu Lavender. Ukończywszy szkołę postanowiła dłużej nie zwlekać i wyruszyć na kilkudniową wycieczkę do miejsca, które fascynowało ją od tak dawna. Wreszcie podążała na spotkanie z przeznaczeniem.

 

 II


Czasami miewała złudne wrażenie, że od śmierci Lostelle minęło zaledwie kilka dni, a nie szesnaście miesięcy. To był najtrudniejszy okres w jej życiu. Dokładnie pamiętała każdy dzień poszukiwań dziewczynki. 

Ośmiolatka z Archipelagu Wysp Sevii zaginęła szóstego kwietnia zeszłego roku. Wyszła do szkoły i już nikt więcej jej nie widział. Do poszukiwań zaangażowano wtedy całą policję Kanto. Pod dowództwem Jenny przeczesywano kolejne wyspy archipelagu. Dziesiątego kwietnia ze względu na złe warunki atmosferyczne postanowiła zawiesić poszukiwania dziecka na dobę. Jedna doba. Jedna decyzja. Jeden błąd. 

 rozpogodzeniu zaczęto przeszukiwać las na sztucznej wysepce należącej do wyspy Kin. Dwie godziny później odnaleziono kryjówkę porywacza oraz ciało małej Lost elle. Sekcja zwłok wykazała zatrucie silnymi toksynami z grzybów Parasecta. Morderca czując na plecach oddech policji postanowił pozbyć się wszelakich dowodów, a w tym dziewczynki. Policja spóźniła się kilkanaście minut. Trucizna działała szybko. 

Kilka dni później Jenny złapała sprawcę. 

Prasa długo rozpisywała się o policjantce, która aresztowała seryjnego mordercę. Lostelle przeszła do historii jako jego ostatnia ofiara. Jenny przybyła na pogrzeb dziewczynki jako bohaterka. Wszyscy jej gratulowali i dziękowali, a ona najzwyklej w świecie przyjmowała dziękczynne peany. 

I wtedy usłyszała słowa matki:

- To ty ją zabiłaś! Gdybyście nie byli tacy opieszali ona byłaby tutaj! Moje dziecko! 

Dlaczego wszyscy inni widzieli w niej bohaterkę skoro nią nie była? Wspomnienie o Lostelle zawsze będzie wspomnieniem o Lostelle. 

III 


Worek z symbolem pocztowego Pidgeya leżał w progu blokując drzwi na zaplecze. Jenny przystanęła spoglądając na niego. Po chwili z pomieszczenia wyłonił się Wilbur Fuji z tacką i trzema filiżankami. Ustawił je na małym stoliku pomiędzy Jenny, a czajnikiem elektrycznym. 

- Ładna pogoda – zagaił. 

- Czy u pana kupię pocztówki? - przeszła do rzeczy. 

- Owszem. 

- A na poczcie? 

- Nie mamy poczty – odparł zupełnie otwarcie, spoglądając na worek pocztowy: - listy trafiają do hotelu, a stąd zawożę je do urzędu w Saffron w każdy poniedziałek, środę i czwartek. 

List musiał zostać wysłany zaraz po przyjeździe. Ostatni raz z rodziną kontaktowała się we wtorek. Wtedy dzwoniła, że wracają. Ciekawe, czy zapamięta ł ją? 

- Dużo poczty przychodzi do pana? 

Fuji uśmiechnął się przebiegle. Podniósł czajnik z zagotowaną wodą i zalał wrzątkiem dwie filiżanki. Trzecią zostawił. Seymour jeszcze spał. Ludzie z natury nie lubią zimnej kawy i młody towarzysz policjantki z pewno ścią nie stanowił w tej kwestii wyjątku. Do dłuższej rozmowy należało się napić kawy. Podał filiżankę Jenny. 

- Mój ojciec tak robił - stwierdził z rozbawieniem. 

- Co takiego? - spytała zakłopotana. 

- Miał to poczucie, że nawet najzwyklejsze pytanie powinna poprzedzać jakaś głębsza myśl - wziął łyk kawy i kontynuował: - układał kolorowe przemówienia, na przykład, kiedy źle się sprawowałem w szkole opowiadał mi o wędkarstwie, aby na końcu porównać mnie do ryby miotającej się na żyłce i w ten sposób przestrzec mnie przed wagarowaniem. Słuchając tych wywodów męczyłem się strasznie i chociaż teraz robię dokładnie to, co on, proszę mi wierzyć, lubię konkrety. Za stary jestem na cyganienie. Skoro jest pani policjantką lub detektywem to proszę pytać bez podchodów, chętnie odpowiem. 

- Chciałam być miła - ukorzyła się zaskoczona postawą hotelarza. 

- W porządku - uśmiechnął się - możemy porozmawiać o niczym, ale szanuję też pani czas. 

Dłużej nie musiał jej przekonywać. Sięgnęła po fotografię do kieszeni. Z pokazaniem pocztówki chwilowo wstrzymała się. 

- Dwoje nastolatków. 

Widok pary ze zdjęcia wywołał żywiołową reakcję Fuji'ego. 

- Zameldowali się w poniedziałek. 

- Mieszkali w hotelu? - tym razem reakcja Jenny była nieco nad wyraz. 

- Nie... Chłopak mówił o biwaku - zaczął wyjaśniać nieco spokojnej: - Chcieli na ten czas zostawić w pokoju niepotrzebne szpargały. 

Jenny pokiwała głową. 

- I zostawili? Co potem? 

- Potem... - zakłopotał się. - Wynajęli pokój na cztery dni. W czwartek z samego rana przyszła dziewczyna. Zabrała walizki i tyle ją widziałem. 

- A Kyle? 

- Nie... Była sama. 

- Możliwe, że czekał przed motelem? 

Fuji zawahał się. 

- Może to nic takiego, ale ona była jakaś inna - zmienił ostrożnie temat. - Gdy pojawili się u mnie po raz pierwszy, ta mała, była bardzo wesoła i rozgadana, a gdy wróciła po rzeczy prawie nie mówiła. Poza tym utykała na lewą nogę. 

- I co dalej? 

- Spytałem, czy potrzebuje pomocy, ale powiedziała, że nie. Tyle. 

Jenny układała kolejną teorię. Na razie wolała nie rozmyślać o nastrojach Kyle'a i Terri oraz o kontuzji nogi. Mogli mieć wypadek, a Terri pod wpływem szoku wróciła do motelu po rzeczy, ale co dalej? Należało jak najszybciej rozpocząć poszukiwania. Biznesowe przepychanki to jedno, ale dwójka dzieciaków potrzebująca pomocy to zupełnie inna sprawa. 

- W Lavender od zawsze znikali młodzi ludzie - wycedził przez zęby Fuji: - to klątwa tego miasteczka. 

- Co ma pan na myśli? - spytał Seymour od dłuższej chwili przysłuchujący się rozmowie z boku. 

Wilbur odbił od blatu recepcji po trzecią filiżankę. 

- Jakiś rok temu do Lavender przybył młody trener pokemonów - mówił, podając kawę chłopakowi - był zainteresowany nawiedzoną wieżą. 

- Chodzi o ten budynek, który widać z mojego okna? - wtrąciła Jenny. 

- Widać go z każdego miejsca. To jakaś diabelska sztuczka - dodał niechętnie hotelarz. - Nieważne, w którą stronę patrzysz widok na wieżę masz zawsze przed sobą. 

- I co z tym trenerem? - ponaglił go zniecierpliwiony Seymour. 

- Wszedł do środka - głos Fuji'ego falował. 

Staruszek wyraźnie usiłował zapanować nad ner wami. 

 - Tamtej nocy z wnętrza wieży dobywały się przeraźliwe, nieludzkie wrzaski. Rano ludzie zauważyli, że zamknięte od lat drzwi są otwarte na oścież. W końcu postanowiono, że dla bezpieczeństwa zamknie się je na kłódkę. 

- Może to był pokemon? - zasugerowała Jenny. 

- To nie brzmiało jak coś pochodzącego z naszego świata. 

- A co z chłopakiem? - Seymour ponowił pytanie. 

Fuji głęboko westchnął. 

- Więcej go nie widzieliśmy w tych stronach. 

- Nikt nie zgłosił jego zaginięcia na policję? - dla Jenny najbardziej niewiarygodnym elementem historii był brak udziału służb. 

- To był przyjezdny - odparł usprawiedliwiająco hotelarz. 

- Trenerzy opuszczają miasta za nim ktokolwiek zauważy, że w ogóle w nich się pojawili. 

- A inni? Powiedział pan, że od zawsze znikali tu m łodzi ludzie - naciskał Seymour, widocznie nie zauważając jak ciężko przychodzi o tym opowiadać ich gospodarzowi.

Fuji zamieszał w filiżance. 

- Kilka lat temu zaginęli chuligani, a jeszcze przed nimi facet, który chciał przerobić wieżę na hotel. Wszystkim zaginięciom towarzyszyły te okropne hałasy. Kilka dni temu... - teraz zawahał się: - to coś znowu się odzywało.

- Czemu właściwie służy wieża? 

- Tego nikt nie wie. Była tu od zawsze i będzie dopóki nie rozpadnie się ze starości. Najlepiej byłoby ją zburzyć, ale ludzie obawiają się, że to coś co mieszka w jej wnętrzu będzie wtedy szukało nowego domostwa. 

Jenny i Seymour wymienili się spojrzeniami, a pan Fuji mówił dalej: 

- Jeśli te dzieciaki weszły do wieży to z pewnością potrzebują pomocy. 


IV

 

 Jeśli w życiu istniała jedna idealna chwila to właśnie ją przeżywała, starając się nie uronić ani jednej cennej sekundy. Był chłodny poranek. Stalowo - niebieskie chmury powoli płynęły po niebie mijając blade słońce. Obok niej leżał Kyle. Jego spokojny, rytmiczny oddech uspokajał ją. W tle miała widok na panoramę Lavender. Znad jednakowych dachów domów, które pokochała przed laty dzięki ilustracji w podręczniku górowała wysoka wieża z iglicą. W jednej chwili zapragnęła odwiedzić wieżę. 

 

V

 

Kyle ruszył wzdłuż metalowego ogrodzenia. Od wschodniej strony brakowało kilku prętów w ogrodzeniu. Chłopak bez trudu przecisnął się przez ubytek, a następnie zawołał dziewczynę. Po chwili oboje stali po drugiej stronie. Terri rozejrzała się po placyku. W wysokiej trawie kryły się nagrobki. Naliczyła trzynaście grobów i trzy kupki kamieni, które mogły być niegdyś grobami. Sama budowla miała podstawę prostokąta. Na dłuższych ścianach znajdowały się po cztery małe okna osadzone w ciężkich murach. Od podstawy wychodził długi komin kończący się iglicą. Do środka wiodły ogromne dwuskrzydłowe drzwi, na których wisiał łańcuch z kłódką. Górny zawias od lewego skrzydła był luźny. Natomiast prawe skrzydło pod wpływem wilgoci deformowało się do zewnątrz. 

Terri obeszła budowlę. Okna na wschodniej ścianie były powybijane. Ostatnie było wyrwane z ramy, a wokół niego ktoś prowizorycznie ustawił cegły łatające wyrwę w ścianie. Odsunąwszy kilka cegieł dostała się do środka. Zaraz za nią wszedł nieco niezdarnie Kyle. W nieprzeniknionej ciemności czuli fetor zgnilizny.

 - Strasznie capi - wyszeptała. 

Mimo że byli sami wolała zachowywać się cicho. Wykiełkowała w niej obawa, że ktoś może ich usłyszeć, jakiś ochroniarz, policjant albo co gorsza właściciel terenu. Zwymyśla ich, a na końcu wyrzuci. Obaw a jakkolwiek wydała jej się nieuzasadniona. Mieszkańcy Lavender proszeni o wskazanie jakichś zabytków zwyczajnie kiwali głowami strapieni, a na pytanie odnośnie wieży stawali się zdenerwowani lub agresywni. Nikt nie miał dość odwagi, aby wejść do środka i wyrzucić ich. 

Latarka nieznacznie oświetliła pomieszczenie. Nie było w nim nic nadzwyczajnego: zniszczone meble, jakieś śmieci. W jednej chwili Terri zapragnęła zwiedzić wyższe piętra budynku. Z niemal oszalałą ekscytacją wspięła się na kręcone schody pr owadzące na górę. Ściany pomieszczenia pokrywał grzyb oraz grafii. Wśród niecenzuralnych napisów i paskudnych obrazków nader często pojawiała się czerwona litera "R". Na środku znajdowały się długie, drewniane ławki, a gdzieś pomiędzy nimi leżała przewrócona na bok mównica. Nagle usłyszała głuchy stukot oraz dławiący się warkot. Intuicyjnie spojrzała za siebie. Tuż obok leżał Kyle. Terri poczuła jak na moment traci czucie w nogach upadając obok chłopca. Jego dłonie drżały, a z wielkiej rany na głowie wyciekała krew. 

Nad nim stał morderca. Tytanicznych rozmiarów, umięśniony mężczyzna w masce zakrywającej większą część twarzy. W dłoni ściskał długą kość, do której końca przytwierdzony był kamień. Prymitywny młot dotknął twarzy Terri. Nieznajomy przymierzył się do uderzenia i wziął zamach. Dziewczyna intuicyjnie przesunęła się do tyłu. Młot znalazł się tuż obok nogi Terri. Obuch utkwił w przegniłej podłodze dając jej kilka sekund na ucieczkę. 

Wstała z ziemi i zrobiła kilka kroków, aby wpaść na ławkę przed sobą. Przekoziołkowała się, lądując tuż obok przewróconej mównicy. Jakieś dwa metry od niej znajdował się morderca. Pomrukiwał nerwowo stąpając pomiędzy ławkami. Terri opanowała chęć wrzaśnięcia. Przerażona przeczołgała się w stronę niewyraźnego konturu schodów prowadzących na wyższe piętro. Powoli zaczęła wchodzić na kolejne stopnie; wyżej i wyżej. Wtedy poczuła ucisk łydki, a zaraz za nim rwący, tysiąc razy gorszy, ból. Trafił ją! 

W szale i przerażeniu wspinała się na kolejne stopnie docierając na drugie piętro. Odgłosy wydawane przez potwora cichły. Oddalał się. Zebrawszy siły spróbowała stanąć na nogach, ale okropny ból uderzył ze zdwojoną siłą. Skóra wokół rany siniała, a całość wyglądała koszmarnie. Chociaż chciała płakać, krzyczeć, wołać o pomoc, nie zrobiła tego w obawie przed monstrum, które zabiło Kyle'a. Wydała z siebie jedynie cichy drżący jęk. 

- Nie bój się - usłyszała słowa otuchy. 

Dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokój był w zasadzie pusty. Jedynie na jego środku stało łóżko, na którym siedziała kilkuletnia dziewczynka. 

- Co... co tu robisz? - wyszeptała. 

- On tutaj nie przyjdzie - odparła najzwyklej w świecie. - Mamusia mu nie pozwala. 

- Kim... jesteś? - spytała, czołgając się w jej stronę. 

Dziewczynka pomogła jej usiąść na łóżku. 

- Mam na imię Amber, a ty? 

 

 VI

 

- To nie jest dobry pomysł - oznajmił Seymour. 

Jenny nic nie odpowiedziała. Od przyjazdu miała wrażenie, że wieża woła ją do siebie. Nie była to żadna optyczna sztuczka jak tłumaczył to sobie Seymour, czy działanie złych sił, w które wierzył pan Fuji. Nawiedzona wieża była samotna, a jedynym lekarstwem na jej odosobnienie była Jenny. 

- Terri i Kyle mogą być w środku i potrzebować pomocy - odparła stanowczo. 

- Nadal uważam to za zły pomysł - jego sprzeciw był pozbawiony siły. - Może powinniśmy wrócić z policją albo jakimś zarządcą? 

- Nie ma na to czasu - ucięła, szarpiąc łańcuch na drzwiach. 

Seymour nie odpowiedział już nic. W duchu chciał, aby tam weszła i wszelakie sprzeciwy wygłaszał wyłącznie z przyzwoitości. Nie cierpiał siebie za tchórzliwą postawę, ale nie pozostało mu nic innego. Na prośbę pana Hamma dotarł do Lavender, usiłuje współpracować z policjantką, a teraz jest pod wieżą, w której wnętrzu, być może, byli Terri i Kyle. 

- Wierzysz w intuicję? - spytała Jenny. - Wierzysz, że należy za nią podążać nawet ślepo? 

- Nie wiem - odparł cicho. 

Zawstydzony nie spoglądał już na twarz policjantki, ale na nagrobek znajdujący się przy samej ścianie budynku. Odczytał imię Gwendolyn lub Gwendolen. 

Jenny otworzyła lewe skrzydło. Drzwi na jednym zawiasie odgięły się mocno i opadły na ścianę. Do wnętrza wieży wpadły pierwsze od wielu lat promienie słońca odsłaniając jej sekrety. 

Parter do złudzenia przypominał małą izdebkę jakiegoś zrujnowanego domu. Pod ścianą ustawiono meble; kredens, stół oraz połamane krzesła i przegniły fotel. Dalej stały zwinięte dywany oraz obraz przedstawiające kwiaty. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny. Jenny poczuła ogromne rozczarowanie. Z zewnątrz wieża przypominała majestatyczną budowlę religijną, a w rzeczywistości była mieszkaniem. 

- Kyle! Terri! 

Z murów odpowiedział jej dźwięczny głos w rytm melodii: 

Za kim tak płaczesz, młoda dziewczyno? 

Nad czyim grobem rozpaczasz? 

Piosenka ucichła tuż za plecami Jenny. Kobieta obejrzała się za siebie. Obok porzuconych mebli stała starsza kobieta i nuciła melodię. 

- Co pani tu robi? - spytała odruchowo policjantka. 

- Widziałaś moje córeczki? Piękne są. 

- Kim pani jest? 

- Dlaczego tak boisz się, Lostelle? 

Jenny zamarła na chwilę. Zapanowała ciemność.

środa, 3 lipca 2024

Locker

UWAGA! SPOILERY! 

Locker
Wiek
39
Miasto
Saffron City
Region
Kanto
Relacje
Kobieta ze zdjęcia (partnerka)
Jenny (podwładna)
Zawód
Policjant
Status
Żyje
DebiutRozdział 1: Jenny

 

Historia

Szef wydziału policji w Saffron City. Na prośbę Richarda Hamma oddelegowuje oficer Jenny Marble do poszukiwań wnuczki milionera w Lavender Town.